Aktualności
Zbiórka: skrzyżowanie ulic Fromborskiej i Królewieckiej, godz. 9.30,
Trasa: Elbląg ,Krasny Las, Jelenia Dolina, Ogrodniki, Pagórki, Kadyński Las, Tolkmicko, Kadyny, Łęcze, Elbląg
Długość trasy: 56 km, Uczestnicy: 35, Punkty: 84
Trasa: Elbląg ,Krasny Las, Jelenia Dolina, Ogrodniki, Pagórki, Kadyński Las, Tolkmicko, Kadyny, Łęcze, Elbląg
Długość trasy: 56 km, Uczestnicy: 35, Punkty: 84
Niektórym to dobrze. Pojechali sobie na południe, wprawdzie Polski, ale jednak na południe. Jakby nie patrzeć, to około 600 kilometrów bliżej równika. A jak wiadomo, im bliżej równika, tym cieplej. Bez względu na wszystko, niech sobie spokojnie Komendantura odpoczywa.
Rewolty nie było. Zgodnie z namaszczeniem Komendanta, ster władzy objął Piotr I. A było nad czym zapanować. Pogoda sprzyja, więc chętnych do wspólnego pedałowania było co niemiara. Żeby zapanować nad rozentuzjazmowanym tłumem, Piotr zaobrączkował część rowerzystów taśmami odblaskowymi i nie była to żadna kiełbasa wyborcza.
Żegnani przez Agnieszkę i Jej sympatycznego psiaka, ruszyliśmy w kierunku Krasnego Lasu. Trwa w Elblągu rewitalizacja, trudne słowo, ścieżek rowerowych. Więc było ogólne zaskoczenie, że na ścieżce rowerowej wzdłuż ulicy Fromborskiej, nie ma już krawężników wysokich na pół metra. Miejmy nadzieję, że tak będzie w całym mieście.
Mimo pewnych nierówności na drodze przez las w kierunku Jeleniej Doliny, jazda tutaj jest zawsze przyjemnością. Pory roku decydują o urodzie takich miejsc i widać w lesie już jesieniowatość. Trudne słowo, pochodzi od jesieni.
Jak słońce, to i kąpiele. Tym razem nie nasi koledzy moczyli to i owo w lokalnym jeziorku, a tylko przypatrywali się jesiennemu morsowi.
Przed Pagórkami skręciliśmy w prawo, by drogą po płytach dojechać do mocno rozjeżdżonej kolejnej drogi, prowadzącej do lasu. Siła rozpędu robi swoje. W tym szaleństwie pedałowania pognali niektórzy ostro przed siebie. Pomińmy milczeniem kto, bo nie będziemy skarżyć i wymieniać ładniejszej części grupy. W końcu udało się jakoś towarzystwo zebrać i skierować na właściwą drogę.
I tutaj się zaczęło. Droga, to prawdziwy sprawdzian dla naszych maszyn i stomatologów, czy właściwie umocowali plomby. Dziury, brukowane odcinki, luźne kamienie i piasek.
Jak Piotrowi udało się tę drogę pokonać samochodem, to już prawdziwa tajemnica. Pierwsza pękła guma w Piotrowym rowerze. Bidulka nie wytrzymała. Stoimy i czekamy. Na szczęście, mniej więcej w tym samym czasie skapciała guma w rowerze Kasi. Więc dalej stoimy i w czekaniu się integrujemy.
Do samego Tolkmicka, to droga przez las. Ptaszki śpiewają, kierownice skrzypią, liście szumią, przerzutki zgrzytają. Ćwiczymy abc młodego rowerzysty, czyli zsiadanie i ponowne wsiadanie na rower. Maruderzy co zostali z tyłu, tylko na chwilę zatrzymują się przy tablicy ,,Rezerwat przyrody Dolina Stradanki", by wzmocnić się energetycznymi ciasteczkami i w drogę. Wspomniany rezerwat utworzony został dla zachowania unikatowego krajobrazu rzeki Stradanki oraz ochrony rzadkich i chronionych gatunków roślin oraz zwierząt głównie awifauny. Trudne słowo.
Docieramy na rynek w Tolkmicku. Czegoś tutaj brakuje. No tak, ,,Fregata" na zawsze zniknęła. Nie jeden rowerzysta ma piękne wspomnienia z okresu, kiedy ów przybytek tętnił życiem. Dancingi, potańcówki, wesela, setkę i śledzika proszę.
A w grupie robota wre. Zamiast podziwiać miasteczko, na tolkmickim rynku Sebastian i Ryszard wymieniają kolejne dętki. W jednej dętce cyndzelek nie pasuje do dziurki.
Jedziemy wzdłuż Zalewu, wypatrując miejsca na ognisko. Jest. Siekierka Mirka poszła w ruch. Drwa rąbią i zewsząd znoszą, lecz to Patrycja okazała się pierwszym drwalem tej niedzieli. Naznosiła najwięcej chrustu. Można już nadziać na patyk kiełbaskę i rozkoszować się skwierczącym tłuszczykiem. Czasu mamy co niemiara. Niektórzy zamiast znosić drzewo na ognisko, to rozmawiają o wywożeniu drzewa z lasu. Ponoć na opał.
Jest słoneczko, ognisko, kiełbasa, napoje, owsiane ciasteczka, dobre towarzystwo, bezwzględny Sekretariat łupiący zacnych rowerzystów i tylko czas szybko biegnie. Pora ruszać. Jeszcze zadzieramy głowy do góry, bo na niebie stada gęsi, na szczęście nic nikomu do oka nie wpadło i w drogę.
Przed nami ważne wydarzenie. Raz w sezonie trzeba to pokonać. Cień Wielkiej Góry. Ale o czym my mówimy na koniec sezonu. Przecież wszyscy śmigają aż miło popatrzeć. Najważniejsze, to zachować rytmiczność pedałowania. Zbieramy się wszyscy na wzgórzu tuż za Łęczem, ale brakuje jednego roweru. Rower Ediego, w trosce o swoje szprychy, nie chcąc je narażać na zbyt wielkie naprężenia, pomknął doliną wzdłuż Zalewu. Profilaktyka przede wszystkim.
Trasa z górki, więc szybko dojeżdżamy do Elbląga. To koniec kolejnej udanej, niedzielnej eskapady. Oby następna
Relację przygotował Marek
11 komentarzy
- agawe- 10 October 2011 18:15:27