Aktualności
Zbiórka: ul. Królewiecka - przy jednostce wojskowej (przy armatach), godz. 9.30
Trasa: Elbląg, Krasny Las, Jelenia Dolina, Ogrodniki, Pagórki, czarna droga, Kadyny, Suchacz, Łęcze, Elbląg
Długość trasy: 54 km, Uczestnicy: 34, Punkty: 81
Trasa: Elbląg, Krasny Las, Jelenia Dolina, Ogrodniki, Pagórki, czarna droga, Kadyny, Suchacz, Łęcze, Elbląg
Długość trasy: 54 km, Uczestnicy: 34, Punkty: 81
Powiedziałem sobie, że w ogóle nie będę wspominał o małej, żółtej i siatkowej kamizelce odblaskowej, coś na kształt podkoszulka, która niewątpliwie włożona została dla bezpieczeństwa i podkreślenia tego, co miała podkreślić. Ach, tylko taka kamizelka latem, przy dwudziestu pięciu stopniach ciepła, a do tego obiecana miniówka. Widok byłby niezapomniany.
Tym razem naszą wycieczkę rozpoczęliśmy nietypowo, bo od zdjęcia z działem w tle i zwiedzenia Sali Tradycji 16 Pomorskiej Dywizji Zmechanizowanej. Po Sali Tradycji oprowadził nas jej kustosz, kolega Janek Bondar. Jak mogliśmy się dowiedzieć, rodowód Dywizji sięga początku XX wieku i wiąże się z tworzeniem regularnych jednostek armii powstania wielkopolskiego. Przez lata struktura Dywizji, jak i jej nazwa ulegały zmianom, ale zawsze zachowany był numer 16. Należy wspomnieć, że w okresie powojennym, w składzie tego związku taktycznego funkcjonowało blisko 60 jednostek. Jedne kontynuowały tradycje swoich poprzedników, inne powstawały i przy zmianach organizacyjnych były rozformowywane.
Zainteresowanych bliższym poznaniem historii i dnia dzisiejszego 16 PDZ odsyłam na strony internetowe.
Po tej dawce wiedzy intelektualnej ruszyliśmy ku swemu przeznaczeniu. Ulicami Królewiecką i Fromborską wydostaliśmy się z miasta i obraliśmy kurs na Krasny Las. Co jest stałe i niezmienne w Krasnym Lesie? Oczywiście swojski smrodek. Uzdrowiska tutaj raczej nie będzie.
,,Jesień po lesie chodzi, na ucho bukom szepce coś po cichu,
I łza się kręci w oku października, gdy liść - za pokutę - opada po liściu".
To fragment wiersza Adama Ziemianina ,,Październik".
Przebłyskujące czasami słońce tylko dodawało uroku jesiennym drzewom. W tak miłej scenerii dojeżdżamy do Doliny Smoków. Krótką przerwę wykorzystujemy na mały odpoczynek, wymianę adresów elektronicznych i szybkie usunięcie poważnej awarii. Na dojeździe do doliny, w moim zacnym rowerze wysiadł tylny hamulec. Na czarnej drodze wzdłuż Grabianki mogło to grozić poważnymi konsekwencjami. Jak zawsze pomocny Janusz, szybko i fachowo zabrał się do pracy i dalej bezpiecznie mogłem poruszać się na moim wehikule. Chociaż jak by temu zdarzeniu przyjrzeć się bliżej, to być może zostałem pozbawiony sławy i co za tym idzie, i pieniędzy. To co w godzinach wieczornych dokonał Felix Baumgartner, dużo wcześniej mogłem ja dokonać i przekroczyć szybkość dźwięku w swobodnym locie. Mogłem przejść do historii, a tak tylko przeszedłem się po kadyńskim błocie.
Przed Pagórkami kierujemy się w prawo i drogą wyłożoną betonowymi płytami dojeżdżamy do tzw. czarnej drogi. Wcześniej mijamy ,,pachnące" kukurydziane stosy i krótko moczymy buty w rozmiękłym gruncie.
Zrobiło się pochmurnie, ale nic nie jest w stanie zakłócić uroku tej części Wysoczyzny. Poruszamy się wzdłuż Grabianki i były obawy, że owa jazda w dół będzie przeszkodą w odbieraniu tego, co urocze. Płonne obawy. Delektujemy się czystym powietrzem, zachwycamy kolorami jesieni, kontemplujemy otaczającą nas przyrodę, cały czas bacząc, by bezpiecznie dojechać do wyznaczonych punktów.
Pierwszy przystanek przy kamieniu nazwanym kiedyś przez nas ,,Strażnikiem Trzech Wodospadów". Wodospady cichutko szemrzą w odróżnieniu od zgromadzonych rowerzystów, a rozentuzjazmowany tłum trudno zagonić, by utrwalić nasze facjaty na wspólnym zdjęciu. Zaszczytu wdrapania się na kamień dostępuje Ania, gnębiona przez współczesną szkołę bezsensownym sprawdzianem. Kiedy w czasie przerw inni sobie beztrosko rozprawiają o byle czym, Ania ciągle przed oczami ma kartkę z nazwami państw i ich stolicami. Sprawdzian już w środę. Trzymamy kciuki.
Ruszamy dalej, by za chwilę zatrzymać się przy tablicy informacyjnej dotyczącej rezerwatu przyrody Buki Wysoczyzny Elbląskiej i kliknąć kilka zdjęć na uroczym mostku. Tutaj naprawdę jest ładnie o każdej porze roku.
Przed nami Kadyny. Jak wiadomo ruszyły remonty okolicznych dróg. Fajnie, że będą szersze i na pewno bezpieczniejsze, jednak szkoda tylu wyciętych drzew. Jak to się mówi, coś za coś.
W Kadynach oglądamy pewną ciekawostkę. Jest to popiersie cesarza Wilhelma II odnalezione niedawno gdzieś w okolicznych błotach. Historia Kadyn jest wielce ciekawa i bogata, ale na sławie miejscowość bardzo zyskała, kiedy w grudniu 1898 roku przeszła w posiadanie Wilhelma II. Cesarz Wilhelm nakazał budowę w Kadynach letniej rezydencji cesarskiej, budowę nowej wsi i odbudowę majątku. Z polecenia cesarza w 1905 roku powstała w miejscowości manufaktura ceramiczna, specjalizująca się w produkcji majoliki na potrzeby dworu. Sam układ wsi jest bardzo ciekawy i jeszcze dzisiaj można podziwiać kilka budynków z tamtego okresu.
Biwakujemy nad brzegiem Zalewu. Zrobiło się pochmurnie i jakiś opadzik wisi w powietrzu. Zarośla osłaniają nas od wzmagającego się wiatru, jest cicho i przyjemnie, tylko jakiś bezmyślny blachosmrodziarz w terenowym wozie jeździ wzdłuż plaży. Oby następnym razem w piasku się zakopał.
Płonie ognisko podsycane kiełbasianym tłuszczem, a dla poprawy smaku nie ma to jak dobra musztarda i ciepła herbata z termosu. Czas przeznaczony na przerwę minął szybko i pora ruszyć w kierunku domu. Osiągamy Suchacz i niestety stało się to, co nieuniknione. Coś zaczęło siąpić z góry, ale nie było to groźne, bo nawet nikt nie sięgnął do sakw po dodatkowe okrycia. Gorsze było to, z czym musieliśmy się zmagać na swej drodze. Wyjazd z Suchacza, nawiasem mówiąc ulicą o nazwie Zakopiańska, nie pozostawia żadnych złudzeń. To jest jazda pod górkę i jest co pedałować. A później podjazd do Łęcza też do przyjemnych nie należy. Były w tłumie złorzeczenia i utyskiwania na rowerowy los, ale to tylko chwilowe, bo niebawem dotarliśmy do wiaty w Łęczu. Krótka przerwa dla wyrównania oddechu, a Ania utrwaliła sobie nazwę stolicy Burkina Faso, Kiribati i Mjanma.
Dalej to już przysłowiowa pestka lub jak kto woli, bułka z masłem. Od Łęcza do Elbląga droga wiedzie w dół i tylko drobny deszczyk mącił szczęście rowerzystów.
Jak mogliśmy się przekonać i to nie po raz pierwszy, jesień na Wysoczyźnie jest pełna uroku, a rejon ten warto odwiedzić o tej porze roku.
Relację przygotował Marek
Kliknij przycisk 'Zgadzam się', aby ukryć ten pasek. Jeśli będziesz nadal korzystać z witryny bez podjęcia żadnych działań, założymy, że i tak zgadzasz się z naszą polityką prywatności.Możesz przeczytać więcej o naszej polityce prywatności tutaj