O nie! Gdzie jest JavaScript?
Twoja przeglądarka internetowa nie ma włączonej obsługi JavaScript lub nie obsługuje JavaScript. Proszę włączyć JavaScript w przeglądarce internetowej, aby poprawnie wyświetlić tę witrynę, lub zaktualizować do przeglądarki internetowej, która obsługuje JavaScript.

Aktualności

Wycieczka Nr 18/2013 - Słobity - 21 lipca

Zbiórka: Plac dworcowy PKP, godz. 7.45, odjazd pociągu godz. 8.13

Trasa: Pasłek, Kopina , Bielica, Burdajny, Osiek, Gładysze, Wilczęta, Karwiny, Słobity, Młynary, Zastawno, Elbląg

Długość trasy: 76 km, Uczestnicy: 30, Punkty: 114

Bike route 2 238 478 - powered by Www.bikemap.net


Na wstępie muszę przypomnieć, że nie jestem legalnie mianowanym sprawozdawcą z naszych wycieczek. Piszę relacje w sytuacjach wyjątkowych, gdy nikt inny nie może tego zrobić, z powodu nieobecności, braku chęci lub czasu. Dzisiaj wyjątkowość sytuacji powiększa jeszcze wyjątkowa sytuacja w kraju. Problemy z budżetem, w partii rządzącej, z księdzem Lemańskim, z OFE, itd. Kierując się przywiązaniem do STOP-u i resztkami patriotyzmu, zgodziłem się na pisanie. Przedtem jednak musiałem sprawdzić, czy któraś z nowych koleżanek, nie marzy skrycie o napisaniu relacji, i tylko z braku odwagi, tego się nie domaga. Niestety, żadna o tym nie marzyła. Z braku czasu nie dochodziłem szczegółów.

Trasa wycieczki swój początek miała w Pasłęku, przed dworcem PKP. Wszyscy musieli jakoś tam dotrzeć. Wycieczką , w zastępstwie Komendanta, dowodził Edi.
Zasadnicza część uczestników zgromadziła się na elbląskim dworcu i po nabyciu odpowiednich biletów, wsiadła do podstawionego pociągu, do Pasłęka. Wszyscy grzecznie siedzieli i czekali na odjazd , który miał nastąpić o 8:13. Czekali, czekali, czekali, ............. a pociąg stał jak przyspawany. Stał, ponieważ czekał na podobny pociąg z Malborka, który powinien przyjechać o 8:02, a nie przyjechał. Zapewne jego obsługa, stwierdziwszy że nikt ważny do Elbląga nie jedzie, nie spieszyła się z odjazdem i zrobiła to dopiero po 40 minutach.

Wcześniej, kilkanaście osób wyjechało do Pasłęka na rowerach. Zdecydowały się na ten krok z różnych powodów. Na pewno ekonomicznych, zdrowotnych, niechęci do PKP i innych. W Pasłęku, oczekując niecierpliwie na przyjazd zasadniczej grupy, wzbudzili zainteresowanie mieszkańców. Po chwili przed dworzec zajechał duży policyjny radiowóz. Obyło się bez interwencji. Gdy niecierpliwość sięgnęła zenitu, Kazik zaproponował odjazd i wszyscy wyruszyli na trasę.

W końcu pociąg dotarł do Pasłęka i po małym zamieszaniu przed dworcem, zasadnicza grupa ruszyła. Prowadził Waldek, najlepiej znający topografię miasta. Na drodze do Burdajn, czekała niespodzianka. Przebudowa drogi. Przejezdny był tylko jeden pas, ruch był regulowany światłami. Ciągle świeciło czerwone światło, bo tylko ono było sprawne. Kto o tym nie wiedział czekał nadaremnie. Szybka decyzja Ediego: jedziemy . Dzięki temu wszyscy bez problemu przejechali kilkanaście kilometrów do Burdajn, nie zaczepiani przez nikogo.

W Osieku był krótki postój, przed kościołem. Wtedy też dołączyła grupa Kazika. Gdzie się dotąd podziewali, nie wiadomo. Na każdym słupie energetycznym było gniazdo z bocianami. Tylko na dachu plebanii, samotnie, bez gniazda, stał sztuczny bocian. Ktoś sprytny go tam zamontował. Bocian wyglądał jak żywy, więc musiał być wyprodukowany w Chinach. Nawet poruszał się i klekotał, gdy jakiś żartowniś wprawiał go w ruch pilotem od starej betoniarki. Gdy ta zabawa się znudziła, wszyscy ruszyli w drogę, przypominającą odcinki specjalne Rajdu Paryż-Dakar. Po kilku kilometrach, był następny postój, w rezerwacie bizonów. Bizony to takie żubry z Ameryki. Pasły się one w oddali, zupełnie nie zwracając uwagi na kolorowy tłum rowerzystów przy drodze. Żaden nie podszedł do ogrodzenia, żeby się przywitać z przybyszami, z samego Elbląga. Ci co liczyli na wspólne z nimi zdjęcia, byli zawiedzeni.

W Gładyszach było zwiedzanie ruin pałacu. Czaił się tam, chyba od świtu, jakiś miejscowy przewodnik. Nie opowiadał o zabytku, tylko zadawał pytania, i tylko te, na które znał odpowiedzi. Okazało się, że pałac został doprowadzony do stanu ruin, głównie społecznym wysiłkiem okolicznej ludności. Mieszkańcom chodziło o podniesienie walorów turystycznych miejscowości. Wymagający gruntownego remontu pałac z XVIII wieku, nie był żadną atrakcją. Lepsze są ruiny, nie trzeba ich remontować i można mówić przyjezdnym, że pochodzą z czasów rzymskich. A to już jest coś. Ocalała tylko stacja gołębi pocztowych. Kiedyś, jak nie było Internetu, maile były przesyłane przez gołębie. Gołąb, w odróżnieniu od posłańca, zapewniał pełną dyskrecję. Zagadkowa jest tylko, prowadzona obecnie odbudowa zabytkowej kostnicy, w pobliskim lesie.

W Wilczętach były zakupy spożywcze, głównie lody. Niektórzy kupują lody, bo liczą na wygranie czegoś, co jest wypisane na patyku. Niestety, nikomu się to nie przytrafiło. Po drodze do Słobit,
w Karwinach, były szybkie oględziny następnych ruin, jakiegoś kościoła ukrytego w zaroślach.

W Słobitach, również trzeba było zwiedzać pałac w ruinie. Dawną, główną siedzibę rodu Dohnów. Tutaj ludność miała ułatwione zadanie. Pałac spłonął w czasie wojny i praktycznie sam rozpadł się w ruinę. Po szybkim zwiedzaniu, już chyba nie w komplecie, grupa udała się do Młynar. Drogą, o często spotykanej w kraju nawierzchni, którą stanowią misternie układane, przez wiele lat, nieregularne placki, różnej jakości asfaltu, urozmaicane miejscami żwirem lub
tłuczniem. Taka nawierzchnia utrudnia jazdę wszelkim pojazdom kołowym, ale jej warstwy, po wielu latach, umożliwią geologom precyzyjne zbadanie dziejów.

W Młynarach znowu część grupy, licząc na wygraną, zatrzymała się na lody. Bez efektu.
Główny postój Edi zorganizował w lesie, za Młynarami, na polanie wyposażonej w szlaban, biesiadną wiatę, miejsce na ognisko i pełny monitoring. Idealne miejsce na wypoczynek i dostarczenie pożywienia dla organizmów. Świadomi ewentualnych konsekwencji, wszyscy
zachowywali się bardzo spokojne. Część siedziała przy ognisku, pozostali pod wiatą. Nikt nie biegał, nie krzyczał, niczym nie wymachiwał. Prowadzono rzeczowe rozmowy i konsumowano zapasy.
Zarejestrowany materiał z kamer, niestety, nie będzie udostępniony, ponieważ nie wiadomo kto je zainstalował. Może jakieś służby specjalne, może skarbowe, policja, a może miejscowy klub AA.
Po omówieniu wszystkich problemów i skonsumowaniu produktów, grupa podzieliła się na mniejsze grupy, które własnymi drogami wracały do domu.

Wycieczka, jak zwykle, była znowu udana. Pogoda była świetna, nikt nie złapał gumy, nikt niczego nie zgubił i sam się nie zgubił. Wrażeń wystarczy na pięć dni. To koniec.

Relację przygotował Jurek H..
Komendant 17 July 2013 70,887 23 komentarzy

23 komentarzy

Pozostaw komentarz

Zaloguj się, aby napisać komentarz.
  • Edi
    Edi
    Dzięki Wam wszystkim za tak świetne "kadzenie" , ale ta pochwała nie tylko mnie dotyczy. Dotyczy to wszystkich, którzy byli z nami na tej wycieczce i czynnie wzbogacą naszą kronikę rajdową. Fotka Chatownik
    - 23 July 2013 15:47:59
    • Andrzej
      Andrzej
      No proszę Jurku, nie trzeba się bać - poszło i to całkiem, całkiem dobrze! Chatownik
      Jak to mówią najgorzej jest zacząć i skończyć, lub pierwsze 15 lat. Brawo
      - 24 July 2013 22:04:07
      • M
        Marek55
        Jurek, jesteś ugotowany. Kiedyś też uległem połączonym siłom zła: tzn. urokowi pewnej bikerki i srogiemu spojrzeniu Komendanta.
        Trzymaj się. Jesteśmy z Tobą.
        - 25 July 2013 07:45:00
        Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na nasze ustawienia prywatności i rozumiesz, że używamy plików cookies. Niektóre pliki cookie mogły już zostać ustawione.
        Kliknij przycisk 'Zgadzam się', aby ukryć ten pasek. Jeśli będziesz nadal korzystać z witryny bez podjęcia żadnych działań, założymy, że i tak zgadzasz się z naszą polityką prywatności.Możesz przeczytać więcej o naszej polityce prywatności tutaj