O nie! Gdzie jest JavaScript?
Twoja przeglądarka internetowa nie ma włączonej obsługi JavaScript lub nie obsługuje JavaScript. Proszę włączyć JavaScript w przeglądarce internetowej, aby poprawnie wyświetlić tę witrynę, lub zaktualizować do przeglądarki internetowej, która obsługuje JavaScript.

Aktualności

Wycieczka Nr 04/2013 - Waplewo Wielkie - 01 maja

Zbiórka: Plac dworcowy, godz. 9.15, odjazd pociągu godz. 9.38


Trasa: Malbork, Nowa wieś Malborska, Czerwony Dwór, Kalwa, Tropy Sztumskie, Ramoty, Waplewo Wielkie, Ramoty, Chojty, Budzisz, Żuławka Sztumska Stalewo, Zwierzno, Markusy, Krzewsk, Żurawiec, Elbląg

Długość trasy: 66 km, Uczestnicy: 32, Punkty: 99


Trasa rowerowa 2087019 - powered by Bikemap 


Udało się! Rodzice zgodzili się. Tata zadzwonił do pana Komendanta i po tej rozmowie dostałam zgodę. Mogłam uczestniczyć w wycieczce rowerowej do Waplewa Wielkiego, aby zobaczyć tam jakiś pałacyk. Rano w dniu wyjazdu miałam lekkie obawy czy dam radę. Nigdy nie przejechałam tylu kilometrów. Tata powiedział, że jeżeli się zdecyduję to już będę musiała jechać. Nikt mi po drodze nie pomoże. Raz kozie śmierć. Wycieczka miała rozpocząć się w Malborku. Tato z Anią pojechali tam rowerami (wyjechali o 8:00). Ja miałam jechać pociągiem razem z mamą i innymi uczestnikami wycieczki.
"Gdzie masz kask? Gdzie są twoje rękawiczki?" Ciągle tylko "gdzie" i "gdzie"! A skąd ja mam to wszystko wiedzieć. Sama mama wszystko wie, ale zawsze musi wprowadzić nerwową atmosferę. Wreszcie się wyszykowałyśmy. Mamy rower był w piwnicy, a po mój musieliśmy udać się do garażu. Tata postawił go przy drzwiach, ale i taka mama miała problemy z wyjęciem. Podczas wszelkich moich wycieczek rowerowych moim opiekunem jest tato. On zawsze ustala którędy mamy jechać. Pewnie dlatego musiałam mamie wytłumaczyć, że zazwyczaj startujemy drogą koło śmietnika. Wreszcie ruszyliśmy i natychmiast pojawił się pierwszy problem. Tata cały czas przekazuje mi jakieś komendy i już jestem do takiego stylu przyzwyczajona. Uwagi mamy były dla mnie zaskoczeniem. Co miałam robić na hasło: "Uwaga na szkło!" Zatrzymać się? Przyspieszyć? Pojechać inną drogą? Przenieść rower? Tato nigdy nie używał takich komend. Przy okazji może Stopowcy podaliby mi jeszcze inne komendy, których powinnam się nauczyć.
Do dworca dojechaliśmy w gronie kilku innych uczestników dzisiejszej wycieczki, których spotkaliśmy na przejściu przez jednię. Pod dworcem tradycyjne witanie się przez podanie ręki (do czasu wycieczek rowerowych ze STOP-em nigdy jeszcze się tyle nie nawitałam z innymi ludźmi). Potem było czekanie na pociąg. Z nudów kręciłam kółka rowerem (może dzięki temu więcej dzisiaj przejechałam niż oficjalnie podano?), a potem ścigaliśmy się z panią Kaliope: ja na rowerze, a ona na nogach.
Wreszcie mogliśmy wsiadać. Jacyś faceci z naszej Grupy wstawiali nasze rowery, a my z mamą weszłyśmy innym wejściem. W wagonie razem z panią Aliną deklamowaliśmy Kaczkę Dziwaczkę. Cóż jeszcze? Aaa, pani Kasia miała większe zaufanie do swojego roweru niż do siebie samej. Ponieważ biletów pilnował rower to były pewne problemy, gdy przyszedł konduktor. Jednak mimo to szczęśliwie dojechaliśmy do Malborka.

Na stacji przywitał nas tata. Podobno dość szybko dojechali na kołach z Anią i kilkoma innymi rowerzystami. (Po drodze tylko Ania z kilkoma innymi osobami pogubili się w Królewie Malborskim, ale to już zupełnie inna historia.) Pogoda była bardzo ładna (świeciło piękne słoneczko). Po krótkim przywitaniu się z oczekującymi nas przed dworcem ruszyliśmy na trasę dzisiejszej wycieczki. Nie lubię jazdy po mieście przy dużym ruchu ulicznym. Na szczęście początkowo mogliśmy jechać po ścieżce rowerowej. Później jednak musieliśmy zjechać na ulicę. Tutaj tata pospierał się z jednym z kierowców, który, zdaniem taty, nie znał dokładnie przepisów dot. ruchu rowerzystów. Tato najczęściej jedzie z mojej lewej strony, aby samochody za blisko nie podjeżdżały pode mnie (ten kierowca uważał, że powinniśmy jechać jeden za drugim). Zaraz za miastem większość odjechała mi bardzo daleko i to mimo tego, że w tym miejscu miałam jeszcze dużo sił i jechałam z prędkością ponad 20 km/h (na zjazdach nawet ponad 30 km/h). Ostatnia jednak nie jechałam, a nawet po drodze wyprzedziłam panią Kasię.

Pierwszy postój zrobiono na skrzyżowaniu we wsi Jurkowice. Gdy wszyscy dojechali to okazało się, że w tym miejscu zrobimy korektę zaplanowanej trasy. Pan Jurek M. wymyślił, że warto w pobliżu zobaczyć akwedukt na Kanale Juranda. Tato nawet zaproponował, żebyśmy na wszystkich poczekali w tym miejscu, ale ja przecież byłam pełnoprawną uczestniczką wycieczki. Skoro wszyscy pojechali w bok to ja też. Mieszkańcy jakiegoś domu zaczęli bić mi brawo (sami nigdy nie jeździli na rowerze, czy co?). Kawałek dalej po lewej stronie ukazała się pagórkowata łąka. Dokładnie taka sama jak "łączka windowsowska". Fajnie to wyglądało i od razu poprawił mi się humor chociaż droga nie była najlepsza. Przed samym przejazdem kolejowym był tak stromy podjazd, że ledwo dałam radę się wdrapać. To jednak nic w porównaniu z tym co było potem.

Sama nie wiem czy większe pretensje powinnam mieć do pana Jurka czy do Krzyżaków, którzy wymyślili sobie zrobienie fosy wokół zamku. Niestety nie mogli do tego celu użyć wód Nogatu, ponieważ ich poziom był znacznie niższy. Odpowiednie do tego celu cieki wodne znaleźli w rejonie Sztumu. Tamte wody skierowali aż pod zamek w Malborku wykonując po drodze cały szereg prac inżynierii wodnej w tym m.in. dwa sztuczne jeziora, kanały, tamy itd. całość prac wykonali w latach 1280-1330. Kanał Juranda prowadzący wodę do Malborka ma oficjalną nazwę Młynówka Malborska. Jej długość wynosi 29,3 km. Nie przewidzieli tylko jednego. Tego mianowicie, że 700 lat później będzie tędy jechała mała Elwirka na swoim rowerku. Ponieważ w rejonie Jurkowic Krzyżacy natrafili na przeszkodę w postaci Jurkowickiej Strugi, to pokonali ja budując akwedukt ziemny z kamiennym przepustem na skrzyżowaniu obydwu cieków wodnych o długości 56 metrów i wysokości 4 metry. I właśnie po wale tego akweduktu przemieszczaliśmy się w kierunku tego kamiennego przepustu. Większość próbowała jechać. Ja jednak wolałam poprowadzić rower do miejsca, w którym Struga Jurkowicka płynąc dołem krzyżuje się z kanałem Juranda (na górze). Pan Komendant pokazał mi wyryty na kamiennym przepuście rok 1858. Wtedy dokonano ostatniego remontu tego akweduktu. W powrotnej drodze próbowałam jechać na rowerku, ale przednie koło kręciło się na wszystkie strony i tata wystraszył się, że wpadnę do kanału. Męczący był dla mnie dojazd do tej budowli. Myślę, że w wieku Ani będę pamiętała tylko to, że trasa ta kompletnie nie nadawała się do jazdy rowerem.

Wróciliśmy wreszcie na właściwą trasę dzisiejszej wycieczki (w międzyczasie pan Komendant zlecił tacie napisanie relacji; tato zrobił wtedy minę zbitego psa!). Znów wszyscy pognali gdzieś do przodu, a ja z tatą jechaliśmy daleko z tyłu. Jedynie pan Komendant był daleko za nami ponieważ zagłębił się z kimś w rozmowę, a widać nie potrafi on jednocześnie pedałować i omawiać ważne sprawy. Teren był pagórkowaty. Czasami musiałam się wspinać, a innym razem rowerek sam zjeżdżał w dół. W ten sposób minęliśmy wsie Kalwa i Tropy Sztumskie, a w miejscowości Ramoty, na skrzyżowaniu, stał jeden ze Stopowców (nie wiem kto to był, ponieważ jeszcze wszystkich nie znam dokładnie) i kierował nas w prawo. Wkrótce tato powiedział, że widać pałacyk w Waplewie. Popatrzyłam w lewo i prawo i nie bardzo rozumiałam co tata miał na myśli. Tato podpowiedział, że chodzi o żółty budynek po prawej stronie. Byliśmy więc na miejscu. Dotarliśmy do celu naszej dzisiejszej wycieczki.

Wewnątrz pałacyku była książka pamiątkowa. Pani Kasia coś w niej napisała (tata mówił, że to jej stały obowiązek). Ja usiadłam na schodach prowadzących na piętro pałacyku i zasłuchałam się w głos pani Ani. Czytała ona historię Waplewa Wielkiego i posiadłości, w której się znaleźliśmy. Okazuje się, że tereny te obfitowały w historyczne wydarzenia. Wiódł tędy Szlak Bursztynowy (cokolwiek by to miało znaczyć; może kiedyś się dowiem na lekcjach historii w szkole) ponieważ znaleziono we wsi monetę rzymską z lat 259-267. Majątek Waplewo pochodzi co najmniej z XIII wieku (nazywał się wtedy Rassignen) i leżał w granicach państwa krzyżackiego, chociaż właścicielem był Prus o imieniu Tessim. Dzisiejsza nazwa pochodzi od imienia potomka Tessima - Wapila. Oficjalnie nazwa Waplewo używana jest od 1476 roku. Pod koniec XVI wieku majątek przeszedł w ręce polskie (wojewody pomorskiego - dworzanina króla Zygmunta III Wazy). Dalej posiadłość wielokrotnie przechodziła z rąk do rąk. Wreszcie w roku 1759 stała się własnością rodziny hrabiów Sierakowskich herbu Ogończyk. Od tego czasu, przez cały okres rozbiorów, majątek był jednym z najważniejszych ośrodków kultury polskiej, w którym krzewiono postawy patriotyczne. Sierakowscy aktywnie działali na rzecz polskości Pomorza podczas plebiscytu zorganizowanego po I Wojnie Światowej. Zaraz po wybuchu II Wojny Światowej, w 1939 roku, zostali zamordowani przez Niemców ostatni właściciele dworu: Stanisław i Helena Sierakowscy. Po II Wojnie Światowej w pałacyku mieściła się siedziba PGR-u.
Gdy poznaliśmy historię to udaliśmy się na zwiedzanie. W jednej sali mogliśmy zobaczyć kominek elbląski, meble gdańskie i sufit w oryginalne wzory. W drugiej sali (tzw. Białej) każdego roku odbywają się koncerty. Był tam fortepian, a w bocznej salce wystawa fotograficzna "Gmina Stary Targ w szkolnym obiektywie".

Wsiedliśmy na rowery i pojechaliśmy obejrzeć park. W głębi była remontowana stara pagoda. Z tego powodu pan Komendant zarządził oficjalny postój w nieco innej części parku. Ja jednak chciałam zobaczyć co jest za parkiem. Mama na pewno by mi nie pozwoliła, ale tato tylko powiedział, że potem mam dojechać rowerem do pozostałych. Przed wyjazdem z Waplewa obejrzeliśmy jeszcze z zewnątrz mały kościółek (przez okna w piwnicy mogłam zobaczyć zakurzone trumny, w tym jedną malutką) i zrobiliśmy wspólne zdjęcie pod kolumną z Matką Boską.

Znów trzeba było jechać. Nie było jeszcze połowy drogi , a ja czułam jakbym już przejechała dookoła świata. Najpierw wjechaliśmy w drogę wyłożoną płytami. Potem zniknęły płyty i mój rower przesuwał się po polnej drodze z piaskiem. Tata nazywał ją drogą szutrową (uwaga: poznałam nowe słowo!). W tym miejscu z niezrozumiałych dla mnie powodów rozbawiłam pana Mariana. Pan Komendant pochwalił mnie, że dawno nie słyszał mojego narzekania. Nie było to prawdą. Odpowiedziałam, że widocznie dawno nie jechał przy mnie. Wybuch śmiechu pana Mariana było chyba słychać w całym powiecie.

Po długim zjeździe i minięciu wsi Jasna wjechaliśmy na drogę asfaltową i jednocześnie zaczął się płaski teren Żuław. Na jednym z postojów pani Kaliope uczyła mnie wymawiać jej imię i nazwisko. Podobno wychodziło mi to bardzo dobrze (w przeciwieństwie do dorosłych). Przy okazji okazało się, że długość postoju zależy tylko i wyłącznie ode mnie. Pan Komendant zadecydował o dalszej jeździe dopiero po uzyskaniu mojej zgody. Hmm, widać jestem kimś ważnym w tym środowisku. Jeszcze dobrze się nie nakręciłam pedałami, a w miejscowości Zwierzno był kolejny postój. W rowerze jednej pani pękła dętka, a nawet bardzo mocno przecięła się opona. Ania mówiła, że był wielki huk (ja z tyłu nic nie słyszałam). Czułam już w nogach tą wycieczkę i dlatego usiadłam na ziemi. Tato się zirytował, więc musiałam wstać. Zanosiło się na dłuższa naprawę. W tej sytuacji tata polecił mi wyprosić u pana Komendanta zgodę na wcześniejszy wyjazd ze Zwierzna. Podobno tak się robi, żeby potem nikt mnie nie szukał.

Ruszyliśmy razem z tatą. Wiatr nawiewał dym z wypalanych łąk. Wydało mi się, że nie jedziemy sami. Ja jeszcze boję się odwracać do tyłu w czasie jazdy i poleciłam tacie, aby to sprawdził. Ze zdumieniem usłyszałam, że za nami jedzie cały peleton (znów nowe słowo). Nikt nas nie wyprzedzał. Nagle wystraszyłam się, że coś mi chodzi po prawej ręce. Zatrzymałam się. Jednocześnie zatrzymali się wszyscy uczestnicy naszej wycieczki. Nie wiedziałam gdzie się podziać ze wstydu. Zanim ruszyłam dalej to poczekałam, aż wszyscy odjadą. Do mety było kilkanaście kilometrów, a ja głośno wyraziłam pogląd, że wszystko bym oddała za to, aby zabrał mnie jakiś samochód z dużym bagażnikiem. Ostatecznie już dawno temu pobiłam swój osobisty rekord przejechanej odległości.

W Krzewsku rozpoczął się ostatni odcinek drogi. Tym razem jechaliśmy na północ po drodze znanej mi z wycieczki sprzed trzech dni. Pomimo to jechało się ciężko, bo wiatr wiał mi prosto w twarz. Na moście za Tropami Elbląskimi stało kilka osób. Ja jednak czekałam już na koniec wycieczki i dlatego nie chciałam się zatrzymywać (pani Agnieszka mocno się zdziwiła, że pojechałam dalej). W tym miejscu spotkał nas pan Darecki z ESR i zrobił mi kilka zdjęć. Przy jednym z nich trzymał tak nisko aparat, że myślałam, że zaraz się przewróci ze swoim rowerem. Tata cały czas dodawał mi otuchy. Jeszcze tylko przejazd przez tory kolejowe i będzie koniec. No tak, ale zaraz za przejazdem był silny wiatr. Mój rower niemal zatrzymał się w miejscu. Na szczęście był to naprawdę już koniec wycieczki. Po dojechaniu do domu wyszło, że przejechałam 65 km!!!
W miejscu pożegnań, gdy stałam zrezygnowana, to pani Kasia wlała we mnie nowe siły rzucając propozycję pojechania na lody. Oooo, to lubię i to nawet bardzo!!!

Dziękuję wszystkim za wspaniałą wycieczkę, a także za piękne dla mnie komentarze pod mapką wycieczki. Czytając je odebrało mi mowę.

Opracował tata, a końcowe poprawki wykonała i cały tekst autoryzowała Elwira K.
Komendant 28 April 2013 60,972 12 komentarzy

12 komentarzy

Pozostaw komentarz

Zaloguj się, aby napisać komentarz.
  • Andrzej
    Andrzej
    I tak tworzy się legenda! Chatownik
    Dobrze, że dane jest mi znać jej początek. :tak:
    Elwirko, tak trzymaj (okok) - niedługo Majka W. Ci ustąpi - na pewno!!!
    - 05 May 2013 22:16:52
    • agawe
      agawe
      Świat widziany oczami dziecka... Myśli dzieciaki widza jednak o wiele więcej niż my dorośli Bezradny
      - 09 May 2013 20:52:15
      Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na nasze ustawienia prywatności i rozumiesz, że używamy plików cookies. Niektóre pliki cookie mogły już zostać ustawione.
      Kliknij przycisk 'Zgadzam się', aby ukryć ten pasek. Jeśli będziesz nadal korzystać z witryny bez podjęcia żadnych działań, założymy, że i tak zgadzasz się z naszą polityką prywatności.Możesz przeczytać więcej o naszej polityce prywatności tutaj