O nie! Gdzie jest JavaScript?
Twoja przeglądarka internetowa nie ma włączonej obsługi JavaScript lub nie obsługuje JavaScript. Proszę włączyć JavaScript w przeglądarce internetowej, aby poprawnie wyświetlić tę witrynę, lub zaktualizować do przeglądarki internetowej, która obsługuje JavaScript.

Aktualności

Wycieczka Nr 09/2013 - Morąg - 02 czerwca

Zbiórka: Plac dworcowy PKP, godz. 7.40, odjazd pociągu 8.03

Trasa:Morąg, Gulbity, Niebrzydowo Wielkie, Markowo, Rogajny, Zielony Grąd, Bogaczewo, Elbląg

Długość trasy: 68 km, Uczestnicy: 29, Punkty: 102

Bike route 2 152 703 - powered by Www.bikemap.net


W zasadzie cały opis wycieczki mógłby zawierać się w dwóch słowach. BYŁO FAJNIE. A to dzięki przyjemnej pogodzie, ładnym widokom, przyjemności pedałowania po drogach mało uczęszczanych i przyjemnych dla rowerzystów, i oczywiście niepowtarzalnym miłośnikom zbiorowego pedałowania.
Nieco wcześniej, bo pociąg przecież nie będzie czekał, wyruszyliśmy w kierunku naszego przeznaczenia. Pomimo automatyzacji, komputeryzacji, cyfryzacji i pewnie jeszcze wielu ,,yzacji" kupno biletu wymaga wiele cierpliwości. Dokładnie o 8.03 pociąg ruszył we właściwym kierunku.
Jako, że przeciętny STOP-owiec pociągiem jeździ dużo rzadziej niż rowerem, więc ogólnie dało się zauważyć ogólne podniecenie i zwiększone emocje, prawie że ekstaza spowodowana przyjemnością jazdy po szynach. Ogólny tumult niósł się po pociągu, a on niczym Pendolino mknął przed siebie. Tylko widok konduktora na chwileczkę ostudził rozgorączkowane towarzystwo. W jednym miejscu słychać było całkiem poważny wywód na temat kumkania żab, w innych co chwilę rozlegał się głośny rechot, ale na pewno nie żab. Tylko powagę zachowywała Elwirka skupiona nad książką wielkości dobrze wypchanej sakwy rowerowej.

Morąg. Sprawnie, dzięki męskim silnym ramionom wszystkie rowery znalazły się na peronie. Wita nas grupa rowerzystów, którzy pod wodzą Ani przypedałowali do Morąga. Cóż dla niektórych znaczy te 50 kilometrów przy 223 według wskazań kultowego licznika i straconych 4 kilogramów wagi.
Będąc już w komplecie popedałowaliśmy przed siebie. To znaczy niezupełnie tak przed siebie, a raczej za Aliną i Piotrem, bo to oni w tym dniu stanowili awangardę naszej Grupy i Im należy głównie zawdzięczać atrakcyjność trasy.

Klucząc jeszcze pustymi ulicami Morąga obieramy kierunek do Bogaczewa. Asfaltowa droga wysadzona lipami uprzyjemnia naszą jazdę. W Bogaczewie rezygnujemy z plażowania, może innym razem skusimy się by ochłodzić nasze wspaniałe kształty i zmierzamy w kierunku Gulbit. I tutaj zaczyna się to, co stanowi chyba kwintesencje rowerowej, lajcikowej wycieczki. Droga wolna od blachosmrodów i pierdzimotorków, prowadząca kręto wśród pól i lasów, szutrowa, czasami zdarzy się kawałek piasku, ale słychać skowronka, odgłosy lasu, zgrzyt przerzutek i pisk hamulców. Ale w tym chyba jest sens naszych wycieczek, by rower był paszportem do odkrywania fantastycznych miejsc, nawet na zwyczajnej leśnej drodze.
A my pedałujemy przed siebie pośród łąk, pól i trochę lasu, więc nie dziwne, że słychać głosy zachwytu. Jednak dusza przeciętnego STOPowca jest wrażliwa na otaczające piękno.
Zatrzymujemy się gdzieś na rozstaju polnych dróg przy przydrożnej kaplicy. Chwila odpoczynku. Bikerka niezadowolona z geometrii swojego roweru sprawdza inne rowery. Jeden, drugi, trzeci dopiero dziesiąty Jej pasuje. Jak to dobrze jeździć
w grupie.

Gdzieś w lesie droga ładnie rozchodzi się na dwa kierunki. Gdzie jechać, bo obydwie dróżki kuszą i nęcą? Na szczęście na rozdrożu stoi Marian, pokazując właściwy kierunek jazdy. A ja wierzę Marianowi, bo to rozważny i odpowiedzialny rowerzysta. Jako jeden z niewielu, a być może jako jedyny w Grupie, obym się nie mylił, Marian ma wykupione ubezpieczenie OC dla rowerzystów. Koszt niewielki, a spokój duży.
A my kręcimy dalej pedałami by poznawać i podziwiać nasz kraj, bo jak powiedział Bolesław Bierut ,,Tylko poznawszy swój kraj można jak najbardziej gorąco kochać go, poznawszy swój kraj, można owocnie dla niego pracować."

Niebrzydowo, Strużyna, jest i Markowo. Tym razem rezygnujemy z obejrzenia pseudomegalitycznego cmentarza Dohnów zagubionego w głębokim lesie. Po obfitych deszczach, spacer w wysokiej trawie i leśnym poszyciu nie byłby dużą przyjemnością. Ale to miejsce trzeba kiedyś odwiedzić, bo jest tego warte. Zza ogrodzenia oglądamy to, co pozostało z dawnego pałacu. To miejsce aktualnie jest w prywatnych rękach, ale jak osobiście pamiętam, owe budynki przypominały charakterem to, co było kiedyś. Dzisiaj to jeden wielki koszmar. Wszystko otynkowane, bardziej przypomina domki-klocki z lat 60tych niż jakikolwiek zabytek.
Za Markowem skręcamy w prawo i gdzieś w lesie na wydzielonym parkingu robimy przerwę na małe co nieco. To już pora, by uszczuplić zapasy.

Już nie tylko samą kiełbasą rowerzysta żyje. Jak się okazuje, sięga po subtelniejsze i zdrowotne pożywienie. Delikatna wędlina, banan, pomidorki koktajlowe, a nawet krzepka kalarepka, by dostarczyć organizmowi nieco witamin i mikroorganizmów.
Przed nami Grądki, Surowe i dojeżdżamy do drogi 527 prowadzącej do Pasłęka. Około kilometra za Rogajnami skręcami w prawo.
,,Na końcu tej drogi zatrzymujemy się" wydała komendę Alina. Gdzie koniec, to wiadomo, ale koniec drogi to może być problem. A droga jak marzenie. Gładki asfalcik, białe pasy na bokach, by rowerzysta nie zboczył z obranego kierunku, a zjazd za Gołąbkami pozwolił bezproblemowo dojechać do Pasłęka.

Zatrzymaliśmy się. To co działo się później, można tylko porównać do szlacheckiego sejmiku. W lewo, w prawo, w górę, w dół, ilu rowerzystów, tyle koncepcji. Totalny rozgardiasz i dobrze, że mamy Komendanta. Spokojnym głosem zakomenderował co do dalszej jazdy. Miłośnicy lodów w lewo i pod górkę, miłośnicy natury, czyli spokojnego odpoczynku w prawo i w dół. Tam się wszyscy spotkamy. Ale jak to bywa, wyszło inaczej. Część lodziarzy pomknęła do Elbląga, a i część naturystów też nie posiedziała długo na jeziorkiem.
Ze źródeł dobrze poinformowanych wiem, że lody smakowały wybornie. Nad jeziorkiem męska część podziwiała miejscowe kształty i oglądano siodełko w Andrzejowym rowerze. Rozprawiano co, gdzie i jak spoczywa na owym siodełku.
Krystyna i Andrzej skorzystali z możliwości relaksującej kąpieli w pasłęckim jeziorku, wcześniej przyodziewając stosowne dwu i jednoczęściowe kąpielowe stroje.
Czy lodów było dużo, czy dętka słaba, ale prawdopodobnie od zwiększonego ciężaru, czyli obrazowo mówiąc zwiększonej masy ciała, nie wytrzymała dętka w rowerze zacnej bikerki. A Mirek, nie byłby sobą, gdyby nie zmierzył się z podjazdem do Przezmarka.
Ogólnie rzecz biorąc, było fajnie.

Relację przygotował Marek
Komendant 28 May 2013 51,621 12 komentarzy

12 komentarzy

Pozostaw komentarz

Zaloguj się, aby napisać komentarz.
  • agawe
    agawe
    Mareczku, ależ Ty jesteś dobrze poinformowany :@
    Już Ci zdążyli donieść, że moja MASA stała się KRYTYCZNA ?
    Spieszę Ci donieść, że nie tylko dętka nie wytrzymała... wczoraj cały rower zaczął mi trzeszczeć... :o W serwisie zaproponowali tytanowe wzmocnienia ... Beczy
    - 04 June 2013 22:41:29
    • Andrzej
      Andrzej
      Poety już nie było, to ja z Krysią - morsem hyc do wody, ale i tak się wydało - ciekawe kto nagrywał? Dodam, że woda była w pasy, a to zimna, a to bardzo zimna. Dla mnie ważne, że sezon kąpielowy a.d. 2013r. został rozpoczęty. Hura
      Na brzegu zaś kol.Michał masował nasze panie, aż kości trzeszczały. :o
      Potem mówiły, że dobrze. :tak:
      - 04 June 2013 23:39:27
      Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na nasze ustawienia prywatności i rozumiesz, że używamy plików cookies. Niektóre pliki cookie mogły już zostać ustawione.
      Kliknij przycisk 'Zgadzam się', aby ukryć ten pasek. Jeśli będziesz nadal korzystać z witryny bez podjęcia żadnych działań, założymy, że i tak zgadzasz się z naszą polityką prywatności.Możesz przeczytać więcej o naszej polityce prywatności tutaj