O nie! Gdzie jest JavaScript?
Twoja przeglądarka internetowa nie ma włączonej obsługi JavaScript lub nie obsługuje JavaScript. Proszę włączyć JavaScript w przeglądarce internetowej, aby poprawnie wyświetlić tę witrynę, lub zaktualizować do przeglądarki internetowej, która obsługuje JavaScript.

Aktualności

Wycieczka Nr 10/2013 - Suwalski Park Krajobrazowy- 05-09 czerwca

Zbiórka: 05 czerwca, Plac przy Leclerc'u, godz. 15.00, odjazd godz. 16.00

Trasa: Nr 1 - Suwalski Park Krajobrazowy - 06 czerwca
Błaskowizna, Bachanowo, Turtul, Szurpiły, Góra Zamkowa, Wodziłki, Gólbieniszki, Góra Cisowa, Sidory, Smolniki, Dzierwany, Stara Hańcza, Błaskowizna

Długość trasy: 48 km, Uczestnicy: 22, Punkty: -

Bike route 2 157 479 - powered by Www.bikemap.net



Trasa: Nr 2 - Rutka Tartak - 07 czerwca
Błaskowizna, Bachanowo, Wodziłki, Szurpiły, Kazimierówka, Wołownia, Krzywółka, Wygorzel, Rutka Tartak, Smolniki, Dzierwany, Cisówek, Łopuchowo, Błaskowizna.

Długość trasy: 58 km, Uczestnicy: 22, Punkty: -

Bike route 2 157 491 - powered by Www.bikemap.net



Trasa: Nr 3 - Trójstyk - Wiżajny - 08 czerwca
Błaskowizna, Bachanowo, Mierkinie, Kłajpeda, Żelazkowizna, Użmauda, Łeszkiemie, Trójstyk granic, Litwa, Burniszki, Stankuny, Wiżajny, Okliny, Kłajpeda, Mierkinie, Hańcza, Blaskowizna

Długość trasy: 57 km, Uczestnicy: 22, Punkty: -

Bike route 2 157 494 - powered by Www.bikemap.net


- To był cud, prawdziwy cud - rzekła w niedzielny poranek Dorota, zwróciwszy swój wzrok ku oknu, za którym padał deszcz. To śmiałe stwierdzenie, bo jak wiadomo cuda zdarzają się rzadko, ale jednak zdarzają, dotyczyło pogody. Gdy wyjeżdżaliśmy w środę z Elbląga, było 12 stopni na plusie, padał deszcz i wiał zimny wiatr. Niektórzy skłonni byli zabrać ocieplane rowerowe gatki z meszkiem, ale po cichu liczyli na zmianę pogody. Suwalszczyzna przywitała nas nie najlepszą pogodą i deszczem. Tęcza, pod którą wydawałoby się jakbyśmy przejechali, zwiastowała jednak coś dobrego. Jakaż była radość, gdy czwartkowy poranek przywitał nas piękną pogodą i tak było przez trzy dni pedałowania. Dzisiaj można powiedzieć, że Suwalszczyzna w dniu naszego przyjazdu płakała ze szczęścia, a w dniu wyjazdu ze smutku. Tak było.

18 wyprawa do Suwalskiego Parku Krajobrazowego dla jednych była to sentymentalna podróż, dla innych spełnienie snów o kartaczach, dla wszystkich wspaniałą przygodą i kontaktem z pięknym rejonem naszego kraju.
Do Błaskowizny dotarliśmy wieczorem. Jeszcze raz potwierdziło się, że gościnność tutejszych gospodarzy nie ma chyba sobie równych. Już pierwszy posiłek po naszym przyjeździe zwiastował, że stoimy na przegranych pozycjach. ,,Oponki" górą. Trzeba by było pedałować dwu, a może trzykrotnie więcej, by spalić owe kalorie dostarczane nam przez gościnnych gospodarzy. Niewątpliwie kulinarnym przebojem były kartacze. Przecież to nic nadzwyczajnego. Coś kulistego, składającego się z mięsa mielonego i masy ziemniaczanej. A jednak i dla takiego kartacza warto tutaj przyjechać. Pierogi, i różne mięsiwa włącznie z wędzonym udem dzika, gulasz myśliwski, białe sery, pyszny chleb, to też będzie się długo pamiętało.
Ale nie dla kulinarnych rozkoszy przyjechaliśmy w ten piękny rejon. Więc kilka słów
o naszym pedałowaniu.

Dzień pierwszy. Zgodnie z tradycją, już z samego rana zebrał się klub miłośników porannej kawy. Ale sprzyjające okoliczności w postaci słonecznej pogody i tuż obok, niemalże na wyciągnięcie ręki, położonego jeziora Hańcza zrodziły nową świecką tradycję, porannej kąpieli. Taki poranny katharsis ciała. Ale kąpiele po powrocie z trasy, to było dosłowne oczyszczenie ciała i duszy. O kąpieli w jeziorze Hańcza jeszcze słów kilka będzie.
Wspólna fotka i wyruszamy w trasę. Prowadzi Waldek, Pierwszy Przecierak Przetartych i Nieprzetartych Rowerowych Szlaków Suwalszczyzny i Nie Tylko. Jesteśmy pewni, że sobie poradzi, a gdyby doszło do zaniku orientacji w terenie zawsze może liczyć na wsparcie farmaceutyczne.
Pierwszy nasz przystanek, to rezerwat Głazowisko Bachanowo nad Czarną Hańczą. To wyjątkowo naturalny krajobraz polodowcowy. Na małej powierzchni występuje skupisko ok. 10 000 głazów narzutowych o obwodach od 0,5 do 8 m. Wszędzie tam gdzie się zatrzymywaliśmy, by obejrzeć coś ciekawego, mogliśmy usłyszeć informację o owym miejscu przygotowaną przez Zbyszka, a odczytaną przez Kasię, głosem zaangażowanym i aksamitnym.

Do miejscowości Kruszki prowadzi nas zjazd, a później, jak to w przyrodzie bywa, podjazd. Generalnie, by nie zanudzać zacnych czytaczy owymi pofałdowaniami terenowymi, tylko wspomnę, że nasza wyprawa, to historia zjazdów i podjazdów. Zjazdy są przyjemne, a jak już nie było dosyć siły na podjeździe, większość z nas spacerowała, podziwiając otaczające widoki. Można było zobaczyć ciekawe rzeczy. Zbyszek, jako miłośnik i znawca ptaków wypatrzył na drzewie bielika, drapieżnego ptaka z rodziny jastrzębiowatych. Ma jednak sokoli wzrok.
Odwiedzamy znajdującą się w Turtul siedzibę Suwalskiego PK. Nabywamy mapy
i wdrapujemy się na punkt widokowy. Zachwytów nad widokami nie ma końca. I tak będzie przez cały czas naszego pobytu. Nie ma tutaj dużej liczby zabytkowych obiektów, ale jest coś co stworzyła sama natura. Niezwykle ciekawy, piękny i doskonale zachowany krajobraz polodowcowy.
Szutrową drogą kierujemy się w stronę szosy prowadzącej do Szurpił. Po drodze zatrzymujemy się przy ścieżce poznawczej ,,U źródeł Szeszupy". To ciekawe
i nastrojowe miejsce. Nic dziwnego, że dłonie nie zajęte fotografią artystyczną znajdują inne przyjazne dłonie.
I ponownie mamy możliwość podziwiania suwalskich krajobrazów. Z punktu widokowego Rutka oglądamy najbliższą panoramę. Kilka zbiorowych i indywidualnych fotek też nie zaszkodzi. Później po drodze jest jeszcze ścieżka poznawcza ,,Skały i minerały SPK" i tak dojeżdżając do Szurpił, zrobiliśmy 9 kilometrów w 2 godziny. Mistrzostwo świata. Ale czy nam się śpieszy? Czy tutaj
w ogóle należy się spieszyć?

W Szurpiłach kierujemy się na północ, by dotrzeć do Góry Zamkowej. Wzdłuż brzegu jeziora Kluczysko docieramy, bo nie zawsze dało się jechać, do podnóża Góry. Zostawiamy rowery i ruszamy z buta. Andrzej, Krzysiek, Kazimierz i Tomek zgodnie zadeklarowali przypilnowanie naszych jednośladów. Gdy jednak zniknęliśmy za pierwszym zakrętem ścieżki, oni zanurzają swe zgrabne ciała w chłodnej wodzie. My natomiast mozolnie się wspinamy, a widoki rekompensują nasz wysiłek. To trzeba zobaczyć.

Wracamy. Później miało być lekko, łatwo i przyjemnie. Wyszedł jednak survival. Czarny szlak pieszy gdzieś zaginął w lesie. Był więc grząski teren, przedzieranie się przez krzewy, kluczenie wśród drzew i bliskie spotkanie z pokrzywami. A co tam, nie tylko ładnym asfaltem rowerzysta żyje. Daliśmy radę i niebawem dojechaliśmy do miejscowości Wodziłki. Mogliśmy obejrzeć, niestety tylko z zewnątrz, jedną z niewielu w Polsce molenn. Molenna przypomina wyglądem budynek cerkwi prawosławnej. Nie jest jednak miejscem sprawowania eucharystii. Nabożeństwa w niej odprawiane nie mają charakteru liturgicznego, gdyż staroobrzędowcy nie mają konsekrowanych osób duchownych.

Kierujemy się na wschód, w kierunku Góry Cisowej. I znowu zachwytom nie ma końca, bo tym razem jedziemy wśród kwitnących, kolorowych łąk. Jak to mieszczuchowi niewiele potrzeba, a zachwyca go każdy listek i kwiatek. A trzeba też wspomnieć o jednej bardzo ważnej rzeczy. Tutejsze drogi sprzyjają turystyce rowerowej. Asfaltowe drogi są bez dziur, ruch samochodowy znikomy i występuje duża sieć dróg szutrowych. Chociaż jak wiadomo, teren jednak jest wymagający.
Na wysokość 256 m.n.p.m. wznosi się obiekt naszych westchnień, a może raczej sapań, bo wdrapać się na Suwalską Fudżijamę wymaga pewnego wysiłku. Po rosnącym tu kiedyś potężnym cisie ani śladu, więc łapiąc oddech oglądamy to, co widać. Niektórzy nawet twierdzą, że panorama, która rozpościera się ze szczytu Góry Cisowej jest jedną z najpiękniejszych i najciekawszych na Suwalszczyźnie. Przy dobrej pogodzie widać stąd nawet kilkanaście jezior. Tak prawdę mówiąc, gdziekolwiek człowiek się zatrzyma, to widoki są piękne i ciekawe. Taka to kraina.
Przyśpieszamy nieco tempa, bo asfaltowa droga prowadzi nas przez Gulbieniszki
i Sikory w stronę Kleszczówek, i Smolnik. Miałem o podjazdach nie wspominać, ale to pomiędzy dwiema ostatnio wspomnianymi miejscowościami, to jedno z kultowych. Wydaje się, że nie ma końca. Kto powiedział, że będzie łatwo? Że będzie wesoło, to było zagwarantowane.

Z wypiekami na twarzach dopedałowujemy do sklepu w Smolnikach. Wyraźnie poprawia to nastrój. Chwila przerwy jest jak najbardziej wskazana. Słońce praktycznie przez cały dzień nie szczędzi nam swych wdzięków, więc odpoczywamy w cieniu drzew i parasoli.
Za 2 złote po raz kolejny podziwiamy to, co jest dostępne niemalże na każdym kroku. Z punktu widokowego ,,U Pana Tadeusza" oglądamy unikalną panoramę Suwalszczyzny. A skąd nazwa? Nie bynajmniej od kręconej tutaj sceny filmowej powrotu bohatera znanego poematu, lecz od imienia obecnego właściciela terenu.

Za Smolnikami w kierunku na Starą Hańczę asfalt szybko się kończy, a szutrowa droga pnie się ostro do góry. Niektórzy skupiają się na jeździe, inni podziwiają widoki prowadząc swe maszyny.
Kiedyś to miejsce musiało być naprawdę piękne. Dwór i otaczający go park był wyjątkowo malowniczo usytuowany na wyniosłym, tarasowo ukształtowanym brzegu, z widokiem na całe jezioro Hańcza. Dzisiaj, tylko zabezpieczone ślady piwnicznych murów i aleje drzew wskazują, że w Starej Hańczy był dwór, który jak głosi tablica informacyjna został zbudowany w XVIII wieku i przechodził burzliwe dzieje, by ostatecznie zniknąć w czasach PRL.

W Przełomce odwiedzamy miejsce wyjątkowe, Wiejską Galerię prowadzona przez Halinę i Macieja Mackiewiczów. Gospodarze są otwarci i gościnni dla niespodziewanych przybyszów. Galeria, to minimuzeum, ale też miejsce spotkań, pracy twórczej i realizacji marzeń. Jak mówi pani Halina, tu każdy może odkryć w sobie ukryte talenty. Jesteśmy pod wrażeniem pasji gospodarzy, a w księdze pamiątkowej Kasia pisze ,,Suwalszczyzna urzeka, a takie miejsca budzą w nas podziw i szacunek". Nic dodać, nic ująć.
Z Przełomki już blisko do ,,Sienkiewiczówki". Przed Błaskowizną aura zmienia swe oblicze. Deszcz studzi rozgrzane nasze czoła i opony.
Ale dzień się jeszcze nie kończy. Po kolacji i saunie, wieczorne ognisko wieńczy bardzo udany dzień. Jeszcze drzemią w nas pokłady energii. Krystyna, Jola i Andrzej pląsają na ubitej trawie. Inni też.

Dzień drugi. Od rana wielka zagadka, prawie że afera. Znaleziono wianek. Nikt nie chciał przyznać się do jego utraty. Były pogłoski, jakoby znalazca owego wianka, znalazł się w jego posiadaniu nieprzypadkowo. Ze źródeł dobrze poinformowanych wiadomo, że znalazca nie miał z tym nic wspólnego, a też wiadomo, co było zresztą publiczną wiadomością, że podjęto próbę czegoś klejenia. Może jednak tę kwestię zostawmy nierozwiązaną, a skupmy się na tym, czym żyje rowerzysta na Suwalszczyźnie.
Wyjeżdżamy z Błaskowizny i kierujemy się na Wodziłki. Po deszczu polna droga przyjazna jest rowerowaniu, ubita i bez kurzu. Krótki przystanek w Wodzikach, jeszcze ostatni rzut oka na molenne i szutrową drogą zmierzamy w kierunku południowym.
Na suwalską ziemię ewangelicy przybyli jako koloniści w drugiej połowie XVIII wieku oraz w latach państwa pruskiego po III rozbiorze Polski. Dzisiaj, o ich obecności świadczą głównie ukryte w gąszczu drzew i krzewów małe cmentarze, często zapomniane i zdewastowane. W małej wsi Szeszupka zatrzymujemy się przy takim cmentarzu.
Za wsią skręcamy ostro w lewo i ostatkiem sił próbujemy pokonać ostry podjazd. Jesteśmy przegrani, bo kiedy wydawałoby się, że podjazdu koniec, zaskakuje nas dalsza jego część. Dojeżdżamy, a raczej dochodzimy do końca i spoglądamy do tyłu. To jeden z tych widoków zapierający dech w piersi.

Dobrą asfaltówka dojeżdżamy do Jeleniewa. Mamy możliwość zwiedzenia drewnianego kościoła z 1878 roku z rokokowym wyposażeniem. Ciekawostką jest to, oczywiście tego nie zobaczyliśmy, że w wieży kościoła znajduje się największa w Polsce kolonia bardzo rzadkiego nietoperza nocka łydkowłosego. Kazimierz i Michał grzebią coś przy rowerze Krysi, a do zespołu naprawkowego dołącza Waldek. Rower tak do końca nie w pełni usprawniony. Ale jedzie.
Jechać musi, bo droga przed nami daleka i urocza, prowadząca wzdłuż jezior Szelment Wielki i Szelment Mały. Niemal wszystkie głowy skierowane na prawo, bo urzekają widoki owych jezior. A może by tak zanurzyć się w czystym jeziorku? Przerwa, jedni się kąpią, inni moczą nogi.
Przed miejscowością Becejły skręcamy w lewo i wzdłuż czerwonego szlaku pieszego jedziemy w kierunku Rutka Tartak. Większość drogi prowadzi przez las, więc jest przyjemnie, bo drzewa osłaniają od słońca, ale pod kołami trochę trzęsie. Momentami droga jest lekko kamienista.
Rutka Tartak to typowa wieś gminna, więc nie zabawiamy tutaj długo. Przerwa ograniczona czasem spożycia jednego loda na patyku. Ewentualna wygrana nie wchodzi w rachubę, patyczek ze stosownym zapisem można zabrać ze sobą. Szosą 655 wyjeżdżamy z RT, by po przejechaniu około 1,5 kilometra obrać kierunek na Lizdejki. Wydaje się, że na trasie jest zdecydowanie więcej podjazdów niż zjazdów, a powinno być po równo. W Kleszczówce skręcamy na Smolniki i znowu naszym udziałem jest ,,przyjemność" pokonania dwóch długich podjazdów z pierwszego dnia. Przecież to takie przyjemne i ekscytujące.

Zjeżdżamy z zielonego szlaku rowerowego i jedziemy na południe żółtym szlakiem. Gdzieś po drodze Krzysztofa łapią bolące skurcze, a Halinka, Dorcia, Andrzej
i Krzysiek pojechali prosto. Krzysztofem zajął się Michał, czyli ręce które leczą,
a wspomniana czwórka sporo musiała zawrócić. Jak wspomniałem o Andrzeju,
to koniecznie trzeba coś napisać, bo to ważne. Andrzej po raz pierwszy wystąpił
w rowerowym kasku. Przystojniak z niego.
W Dzierwankach skręcamy w lewo na żółty szlak rowerowy. Droga prowadzi przez las, momentami jest trudna technicznie, wręcz niebezpieczna. Zjeżdżamy ostrym zjazdem po kamieniach, później przez piasek, by na koniec zmierzyć się z wymagającym podjazdem. Jednak bez przeszkód, cali i zdrowi dojeżdżamy do Błaskowizny.

Przy pięknej pogodzie jezioro Hańcza mocno kusi. Też uległem obrzędowi oczyszczenia i pognałem nad to czyste i głębokie jezioro. Zrzuciłem wierzchnie okrycie, przywdziałem odpowiedni strój i chlup do wody. Sama przyjemność. Płynę sobie spokojnie, gdy wtem słyszę śpiewne ,,mareczku, mareczku". Patrzę, dwie syrenki, chociaż raczej adekwatne byłoby określenie syreny, podążają w moim kierunku. Od razu stanęła mi przez oczami poniewierka Odyseusza. Nic tylko mnie zwabią, omamią i zniewolą. Czym prędzej zawróciłem i tylko szybka ucieczka na brzeg pozwoliła uniknąć tarapatów. Chociaż sam do końca nie wiem, czy dobrze uczyniłem.

Wieczorowa pora sprzyja integracji. Wspominamy minione 15 lat działalności Grupy, wyprawy i niedzielne wycieczki. Zbyszek organizuje quiz z wiedzy o wyprawach. Od razu było widać, że będzie dwoje faworytów. Prawa strona stołu stała murem za Katarzyną, lewa dopingowała Waldkowi, a dokładnie pośrodku był Janusz, który próbował uszczknąć parę punktów dla siebie. W zasadzie to nie wiem czemu była taka ostra rywalizacja, jak z góry było wiadomo, że nagrody zostaną rozdzielone między wszystkich. Ale walka trwała. Szli łeb w łeb, a sprawnie działający sekretariat jury podawał na bieżąco wyniki podekscytowanemu tłumowi. Przy stanie 9 do 7 dla Kasi wydawałoby się, że sprawa jest przesądzona. Lecz Waldek jakby dostał jakiegoś powera lub jechał na koksie, ostatecznie ma tzw. wejścia. Doszło do wyrównania i rzutem na taśmę jednym punktem wyprzedził Kasię. Bohaterowie tego wieczoru sprawiedliwie podzielili się nagrodami ze wszystkimi uczestnikami wyprawy. Zostało to przyjęte z entuzjazmem.

,,Po śnieżystej zamieci do wsi zbrojny mąż leci, a pod burką wielkiego coś chowa"- gdzie lepiej brzmiałaby opowieść o trzech budrysach, jak nie tutaj. Na specjalne życzenie Komendanta, ową opowieść, jak zawsze z pełnym zaangażowaniem wygłosiła Kasia.
Potem to była muzyka, pląsy, wokal Agnieszki, przy którym Nergal się umywa i zabawa do dnia następnego. A rozgwieżdżone niebo zwiastowało dobrą aurę do pedałowania.
Dzień trzeci. Kawa, jezioro, zbiorowe zdjęcie i w drogę. Oczywiście pyszne naleśniki na śniadanie też były. Dzisiaj w planie mamy wyjazd za granicę. To poważne przedsięwzięcie. Aby zrealizować nasz plan i dać trochę odpocząć naszym nogom, decydujemy się na jazdę bez ekstremalnych wyzwań. Chociaż nie obyło się bez niespodzianek.

Objeżdżamy jezioro Hańcza. Przełomka, Stara Hańcza i za Kłajpedą skręcamy w lewo wzdłuż zielonego szlaku rowerowego. Czy to o jednego kartacza za dużo, czy też zmęczenie materiału, w każdym bądź razie coś się popsuło w siodełku Januszowego roweru. Było 101 propozycji uzdrowienia sytuacji. Wyjąć siodełko, zrobić z roweru hulajnogę, przerobić na rowerek biegowy, to oczywiście tylko przykładowe propozycje. Niezawodny i jak zawsze uczynny Michał, co to nie tylko kleić potrafi, pierwszy pośpieszył z pomocą. Wspólnie z Januszem coś wykombinowali. Ostatecznie rower został usprawniony w Wiżajnach przez uczynnych ludzi.
A my dalej przed siebie. Zielony szlak prowadzi nas przez pola, ukwiecone łąki i kupę gnoju. Natura 2013.
Dojeżdżamy do drogi nr 651, skręcamy w lewo, niecałe 1,5 kilometra, mały spacer przez łąkę i jesteśmy na styku trzech granic. Stop, stop. Po kamiennym kręgu, na środku którego stoi słup, nie można tak beztrosko sobie chodzić. Przekraczając linię granicy Rosji można zapłacić mandat, więc lepiej zapoznać się z tablicami informacyjnymi. Trochę to śmieszne i absurdalne, ale prawdziwe. Jeszcze kilka fotek dla potomnych i jedziemy dalej.
Wracamy, ale tylko troszeczkę, skręcamy w lewo w polną drogę i tak nawet nie wiedząc kiedy, przekraczamy granicę. Nie bez problemów, bo droga nieco błotnista, ale po kilkuset metrach docieramy do szutru. Góra, dół, góra, dół. Jest jedna przeszkoda. Muchy, muszki, komary i inne bzykadła próbuja się z nami zaprzyjaźnić, mimo że my nie mamy ochoty na tę znajomość. Na jednym z podjazdów klinuje się łańcuch w rowerze Tomka. Potrzeba pracy zespołowej, by wszystko wróciło do pierwotnego stanu.
Vistycjo Regioninis Parkas - nie wiem co to znaczy, mogę tylko się domyślać, ale przy owej tablicy zrobiliśmy sobie krótki postój. Stąd już tylko kilka zakręć korbami
i jesteśmy ponownie w kraju, chociaż nie wszyscy o tym wiedzą. Brak granicznych szlabanów, a i nazwy miejscowości do których nie jesteśmy przyzwyczajeni mogą spowodować dezorientację. Dopiero napis ,,Straż Pożarna w Wiżajnach" uzmysławia komuś, że jesteśmy u siebie.
Robimy rundę dookoła jeziora Wiżajny. To trzeba przejechać, bo opisać jest trudno. Cisza, spokój, niezapomniane widoki i droga zachęcająca do jazdy. Mijamy małe wsie Burniszki, Stankuny, Wiłkupie i jesteśmy ponownie w Wiżajnach. Należy nam się odpoczynek, więc zatrzymujemy się nad jeziorem. Amatorzy kąpieli korzystają z okazji, a Michał prowadzi krótki kurs jogi.
Trudno ruszyć się po takiej przerwie. Pierwsze metry są niezwykle ciężkie, ale trzeba wracać, bo atrakcje dnia dzisiejszego jeszcze się nie kończą. Jedziemy najpierw wzdłuż zielonego szlaku rowerowego, później skręcamy na Okliny i przez Kjapedę docieramy do Starej Hańczy. W odwrotnym kierunku powtarzamy ten fragment trasy z porannego pedałowania i jesteśmy na miejscu.
Jezioro, kawa, make up i pełen relaks. Prawie wszyscy siedzimy na ,,grzędzie", czyli na małym murku okalającym podwórkowy basenik i rozprawiamy o tym, co było i będzie. Damska część ,,grzędy" skupia uwagę na kształtnych kształtach
prezentującego się w oknie Andrzeja.

Pomimo trzech dni pedałowania, nie myślimy o zmęczeniu. Spotkanie pod wiatą i ognisko kończy tak dobrze udany dzień i nasz pobyt na Suwalszczyźnie, a jako podsumowanie niechaj posłużą opinie wyrażone przez uczestników. Było wspaniale.
Tylko jedna wiadomość zasmuciła nasze lica.
Ps. W drodze powrotnej zatrzymaliśmy się w Giżycku i zwiedziliśmy Twierdzę Boyen.
Komendant 03 June 2013 52,140 10 komentarzy

10 komentarzy

Pozostaw komentarz

Zaloguj się, aby napisać komentarz.
  • Komendant
    Komendant
    Po raz 18-ty wybierzemy się na wyprawę rowerową, oby poznawać i podziwiać najpiękniejsze zakątki naszego kraju. Tym razem będzie to Suwalski Park Krajobrazowy, gdzie byliśmy jesienią 2006 roku i zachowaliśmy z tamtej wyprawy jak najlepsze wspomnienia. Tym razem zobaczymy Suwalszczyznę w wiosennym rozkwicie, przez trzy dni kontemplować będziemy suwalskie krajobrazy i odwiedzać najciekawsze miejsca.
    Planujemy przekroczenie granicy z Litwą stąd prośba o zabranie z sobą dowodów osobistych. Zabieramy również (Ci co mają) nasze koszulki klubowe.
    Do zobaczenia: hejka:, STOP
    - 03 June 2013 07:50:43
    • M
      Marek55
      Zasięgnąłem informacji w Dyrekcji Suwalskiego PK. Mapki i przewodniki bez problemu do kupienia.
      Ponadto zarządza się co następuje:
      1) KMPK - czas i miejsce spotkania do ustalenia po dojeździe,
      2) KMINEK - spotyka się spontanicznie lub zgodnie z decyzją starszyzny Grupy.
      - 04 June 2013 11:04:03
      • Kazimierz
        Kazimierz
        Marek, bądź uprzejmy i rozwiń skróty dla niewtajemniczonych Bezradny
        - 05 June 2013 12:31:59
        • Amels
          Amels
          Wielkie dzięki dla Komendanta i wszystkich Uczestników za wspaniały rajd.
          Tereny piękne, pogoda jak na zamówienie, doborowe towarzystwo. A na dokładkę - pyszne jedzenie, 3 razy dziennie kąpiele w jeziorze, sauna, tańce, itp.
          Po zaprawie na Suwalskich górkach - moja górka na Fromborską do domu nie stanowiła juz dla mnie żadnego problemu.(okok)
          Obawiam się, że na następną wyprawę będzie tylu chętnych, że trzeba pilnie śledzić stronę,aby się załapać do grona pierwszych szczęśliwców.
          Pozdrawiam
          - 09 June 2013 20:13:58
          • Andrzej
            Andrzej
            O c z a r o w a n i e !!!
            Tak mogę powiedzieć najkrócej o tej wyprawie.Wszystko się sprawdziło w 100%, tj. miejsce, czas i ludzie. Pogoda idealna - osobiście wolałbym nieco niższe temperatury, zwłaszcza na tak pofałdowanym terenie. Koncepcja czterodniowa sprawdziła się i powinna już być obowiązująca. :tak:
            Serdeczność gospodarzy - ujmująca, rzadko już spotykana w innych rejonach kraju. To wszystko jest wielkim triumfem Komendanta, który to zaplanował, zrealizował i poprowadził. Brawo Brawo Brawo
            Za wspaniałą atmosferę, gorące przeżycia i towarzystwo dziękuję Wam wszystkim.
            - 10 June 2013 09:52:18
            • K
              Kasia
              Piachy, bruki, szutry i asfalty, góry, górki i góreczki ale pod Komendanturą Zbyszka Brawo Brawo , w doborowym Towarzystwie i wspaniałej atmosferze Brawo , przy słonecznej pogodzie Uśmiech , w pięknej krainie geograficznej Fotka i u serdecznych Gospodarzy Brawo . Po prostu CUD WYPRAWA ;)
              Dziękuję Wszystkim za wspólne rowerownie, spędzony czas i do zobaczenia na jesiennej wyprawie (papa2)
              - 10 June 2013 10:10:40
              • agawe
                agawe
                Panienka z okienka, rozważająca golić się... czy też nie Myśli
                "Kolorowe" nazwisko, które zapadło w pamięc Rolanda na lat 15... Boi się
                Litewskie dzieci pozdrawiające rowerzystów piękną polszczyzną (papa2)
                Co i jak można skleić, aby wrócić z rozpromienioną twarzą ;)
                Takie i inne wydarzenia wywołały salwy śmiechu i wprowadzały uczestników wyprawy w doskonałe humory Uśmiech
                A wszystko to na pieknej Suwalszczyźnie, w pięknym słońcu, z pysznym jedzeniem (do oporu) i z fajnymi ludźmi Uśmiech
                Czy można chcieć więcej? No można - aby jedzenie nie szło w biodra tylko w górne partie tułowia... ;)
                Dzięki Komendantowi i innym zaangażowanym w przygotowanie wyprawy za świetną organizację, a uczestnikom za fajowe towarzystwo Brawo
                - 10 June 2013 22:35:49
                • Komendant
                  Komendant
                  Kolejna wyprawa przeszła do historii. Cieszę się bardzo, że w naszej pamięci zostanie jako jedna z najbardziej udanych. Złożyło się na to wiele czynników, o których pisaliście już wcześniej.Dla mnie najważniejsi są jej uczestnicy, którzy swoim entuzjazmem, zdyscyplinowaniem i poczuciem humoru stworzyli niepowtarzalną atmosferę. Dziękuję wszystkim za wspólne poznawanie uroków Suwalszczyzny. Szczególnie dziękuję Waldkowi za pomoc w przygotowaniu tras oraz prowadzenie Grupy po drogach, dróżkach i bezdrożach tej pięknej krainy. Brawo Brawo Brawo
                  - 11 June 2013 07:24:44
                  • M
                    Marek55
                    - Dziadku, dlaczego prowadzicie rowery - spytał najstarszy junior oglądając zdjęcia.
                    Cóż miałem tłumaczyć, że czasami było ciężko i brakowało sił, albo podjazd był tak nachylony, że krowy ledwo mogły się utrzymać? Mógłbym stracić autorytet.
                    - Podziwialiśmy widoki.
                    Ja tam jeszcze kiedyś wrócę.
                    - 11 June 2013 17:18:07
                    • agawe
                      agawe
                      Mareczku... Mareczku...Mareczku Kochany
                      Jaki Ty jesteś utalentowany !!!
                      Za tak piękną relację przyjmij wielkie dzięki od nieco otyłej, ale kochającej Cię syrenki Kwiatek
                      - 20 June 2013 22:31:57
                      Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na nasze ustawienia prywatności i rozumiesz, że używamy plików cookies. Niektóre pliki cookie mogły już zostać ustawione.
                      Kliknij przycisk 'Zgadzam się', aby ukryć ten pasek. Jeśli będziesz nadal korzystać z witryny bez podjęcia żadnych działań, założymy, że i tak zgadzasz się z naszą polityką prywatności.Możesz przeczytać więcej o naszej polityce prywatności tutaj