Aktualności
Zbiórka: Plac dworcowy PKP, godz. 7.45, odjazd pociągu godz. 8.13
Trasa: Morąg, Bogaczewo, Kretowiny, Lusajny, Wilnowo, Boguchwały, Ponary, Roje, Niebrzydowo Wielkie, Strużyna, Markowo, Grądki, Surowe, Rogajny, Pasłęk, Zielony Grąd, Bogaczewo, Komorowo Żuławskie, Elbląg
Długość trasy: 88 km, Uczestnicy: 22, Punkty: 132
Trasa: Morąg, Bogaczewo, Kretowiny, Lusajny, Wilnowo, Boguchwały, Ponary, Roje, Niebrzydowo Wielkie, Strużyna, Markowo, Grądki, Surowe, Rogajny, Pasłęk, Zielony Grąd, Bogaczewo, Komorowo Żuławskie, Elbląg
Długość trasy: 88 km, Uczestnicy: 22, Punkty: 132
Bike route 2 251 397 - powered by Www.bikemap.net
Dzisiejszy wyjazd zapowiadał się bardzo atrakcyjnie, ale jako i dość trudny
z uwagi na zapowiadane temperatury rzędu ok. 30 - 35 st. C. Dystans długi i pofałdowany, dobry dla górali i tych mocnych na podjazdach. Jeszcze wczoraj sam wyjazd stał pod znakiem zapytania, ponieważ na tym odcinku trasy PKP miała miejsce poważna awaria, tak że
nie kursowały pociągi. Wobec tego faktu był przygotowany wariant "B" - trasa krótsza do Pasłęka nad jeziorko na własnych kołach.
Na dworcu PKP w Elblągu pojawiło się 16 bikerów, którzy wspomogli kasę rodzimego przewoźnika, aby dotrzeć do Morąga wraz ze swymi aluminiowymi rumakami, no może był wśród nich i jakiś stalowy, ale nie było z carbonu. Tym razem wagony były prawie jak nowe, czyste i wygodne tak dla nas jak i dla naszych rowerów, dla których miejsca nie zabrakło (jak np. tydzień temu do Pasłęka). Tak w ogóle to skład pociągu był tak długi, że nie starczyło w Elblągu peronów. Pewne było tylko to, że mogło być nas dużo więcej a miejsca i tak by nie zabrakło.
W Morągu przywitało nas sześciu naszych kolegów, którzy dotarli tu o własnych siłach i w grupie 22 rowerów pojechaliśmy w stronę Bogaczewa. Pierwszy sklep i pytanie, czy aby nie zabraknie lodów i kiełbasy? Komendant potwierdził, że dzisiaj ogniska nie będzie, stąd kiełbasy nie zabrakło. Jakaś pani - miejscowa - poleciła, tą którą wcześniej uznaliśmy za malowaną (Dorota twierdziła, że lakierowana). Zdecydowałem się jednak ją nabyć i powiem tylko tyle, że była dobra w każdej temperaturze.
Od Bogaczewa droga wiodła szutrem mocno rozjeżdżonym przez pojazdy gąsienicowe, co dawało "pozytywne" wibracje, ale bez zachwytu. Dodatkowo co jakiś czas mijały nas "blachosmrody" i stawiały zasłonę z piasku i kurzu. Ostatecznie udało się dotrzeć do miejsca właściwego postoju, tj. Kretowin, gdzie dostaliśmy 1.5 h, czyli 90 minut szczęścia na plaży - wyborów typu kąpać się lub nie, opalać czy nie opalać itp. Osobiście wybrałem kąpiel w jeziorze Narie, bo woda zimno-mokra dobrze wpływała na rozgrzane ciała studząc zarazem gorące głowy. Pływało nas kilku, ale tylko jeden z nas wyróżniał się stylem i rowerowym szykiem. To właśnie Jurek M. w kasku i koszulce prezentował się w jeziorze nad wyraz dostojnie.
Czas błogiego relaksu dobiegł końca. Wskakujemy na swoje metalowe rumaki i w drogę dookoła jeziora. Temperatura osiąga coraz wyższe słupki, jazda coraz trudniejsza - brak chłodzenia, wszystko się gotuję, a do domu ho, ho - lepiej nie wiedzieć.
Po drodze zatrzymujemy się w Ponarach. Zwiedzamy tu opustoszałe ruiny pałacu
z końca XVII wieku. Budowlę wzniesiono na planie dworku z XVI wieku, później przebudowano w stylu barokowym w (1743r.) oraz rozbudowano w (1860). Był posiadłością ziemską rodu Groebenów aż do 1945 r. Ród ten był związany przed wiekami z Rzecząpospolitą, gdzie m. in. Friedrich von der Groeben był dowódcą w armii Jana III Sobieskiego w bitwie pod Wiedniem. Pozwalamy sobie wejść do obiektu bez przewodnika i zwiedzamy pałac od środka. Robi wrażenie wielkością komnat i pomieszczeń. Od frontu rozpościera się duży ogród niczym park krajobrazowy, który płynnie przechodzi w las dookoła jeziora. Po 1945 r. majątek znacjonalizowano. Mieścił się w nim ośrodek wypoczynkowy toruńskich zakładów Metron, czyli fabryki wodomierzy i zegarów.
Więcej o pałacu, jego historii i właścicielach można poczytać m. in. tu http://mojemazury.pl/62614,Ponary-palac-z-konca-XVII-wieku.html#axzz2aeBZZmXE
Czas w dalszą drogę, która jest coraz trudniejsza, bo temperatura wzrasta wprost proporcjonalnie do naszego zmęczenia. Na moim termometrze jest 36,6*C to znaczy, że rower jest "zdrowy" niczym hasło podwarszawskiej formacji rowerowej"Zdrowy-rower" właśnie. Tylko czy i ja jestem zdrowy (moja temperatura jest bliska 40*C albo i więcej?) Całkiem niedawno słyszałem w radiu dyskusję lekarzy i specjalistów od wysokich temperatur. Radzili oni wówczas pozostawanie w domu, nie podejmowanie żadnego większego wysiłku, zwolnione obroty czy południową sjestę itp. Dokładnie tak jak my tylko, tylko całkiem odwrotnie. Ciekawe, czy któryś z tych specjalistów przeżyłby dzisiejszy dzień z podchwytliwym w nazwie "Stopem"?
Gdy tak sobie spokojnie pomykamy łapiąc klimatyzację, która coś kiepsko działa, gdzieś w okolicy wsi Naryjski Młyn poruszenie - kol. Zenkowi odpadło siodełko. Szybka diagnoza, większość zaleca podróż pociągiem z Morąga i zakończenia tym samym wyścigu.
Komendant na szybko przyfastrygował siodełko kolorową taśmą na ile można.
Zenek usiadł i jedzie i wcale nie myśli brać kursu na pociąg, ale my wiemy, że tak daleko się nie da?
Dalsza droga przez znany już las, gdzie na miejscu odpoczynku robimy mały oddech, tyle tylko, że muchy i komary już nas namierzyły i tną równo: Dorotkę, Michała, Jurka M.
i innych, których warto. Hasło uciekamy do Pasłęka, a tam do wody jak będą jeszcze wolne miejsca.
Po leśnych duktach wyjeżdżamy na asfalt, a później na super asfalt i tak jesteśmy
w Pasłęku nad jeziorkiem. Ludzi tu mnóstwo, nie ma jak i gdzie stanąć, ale w wodzie są jeszcze wolne miejsca. Szybko skok do H2O, bo Komendant dał tylko 30min. czasu na wszystko. Jest okazja porównania, gdzie lepsza woda w Kretowinach czy tu? Ostatecznie wychodzi, że w Pasłęku jest zdrowe pływanie, bo woda jest na przemian to zimna, to mniej zimna i tak warstwami.
Lekkie ochłodzenie i w drogę po starej E-7, a tu już patelnia jak Tefal ze wskaźnikiem temperatury - działa równo! Jedzie się ciężko- patrzę na Michała głowę spuścił, nie oddycha, nie mówi, kask wyrzucił już dawno, oparł się na kierownicy - cisza. Spoglądam na Zenka, do Pasłęka jechał na lewym p.(przechyle) a teraz na prawym p.(.....). Siodełko jakoś wisi, ale jak on na czymś takim tyle kilometrów przejechał, to ja nie wiem? Jest godz.17- jesteśmy przy salonie Opla w Elblągu. Jest i Zenek na słynnym rowerze bez siodełka i oklaski. To grupa składa mu podziękowanie i uznanie za to co zrobił po cichu, spokojnie, do przodu, na wesoło.
Tu się tradycyjnie żegnamy, wszyscy bardzo słabi, więc krótko, pozdrawiając się do następnego - Komendant na wszelki wypadek zapowiada już znacznie krótszy etap.
Tylko ja sobie myślę jak tu dostać się do domu - tak daleko, a tu zwłoki na rowerze. Może jeszcze pół godziny i się uda. Ostatecznie jestem w domu g.17.50 - po drodze były jeszcze lody, któreś z kolei już w tym dniu.
Mój licznik obwieścił całkowity dystans trasy liczbą 102,45 km i przy tej temperaturze pomyślałem sobie: - może lekarze i ci drudzy mieli rację - taka to oto wyszła "Stopowa" sjesta.
P/S Przepraszam, ale zacząłem pisać relację w środę w nocy będąc na niby urlopie tyle tylko, że przez dwa dni walczyłem ze skutkami powodzi po poniedziałkowych burzach.
Relację przygotował Andrzej K.
Kliknij przycisk 'Zgadzam się', aby ukryć ten pasek. Jeśli będziesz nadal korzystać z witryny bez podjęcia żadnych działań, założymy, że i tak zgadzasz się z naszą polityką prywatności.Możesz przeczytać więcej o naszej polityce prywatności tutaj